sobota, 25 lutego 2017

It's not a love story

Adagio

Kształtowanie niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwo.
Zatracenia granic, faktur, pomylenia proporcji. Błędnej interpretacji. Dlatego zaczynając, działasz z rozmysłem; pierwsze ruchy są najważniejsze. Jedna pomyłka i linia szczęki będzie zbyt wyrazista, oczy zbyt głęboko osadzone. Nie możesz sobie na to pozwolić.
Narzędzia leżą w twoich dłoniach jakby były ich przedłużeniem, integralną częścią. Poruszasz się powoli i precyzyjnie, z niezwykłą gracją, trochę jak tancerz. Nie-muzyka nie rozbrzmiewa w twojej głowie, ale ty działasz zgodnie z jej rytmem. Kilka uderzeń i z bezkształtnej masy wyłaniają się pierwsze określone linie, drobne szczegóły, gładkie płaszczyzny. Twoje dłonie w jakiś sposób zapamiętały co mają robić i poruszają się same, a ty poznajesz nowy twór, który ewoluuje, dorasta, detalizuje się. Na twoich oczach powstaje doskonałość, czysta i jasna jak światło księżyca w pełni.
Moderato
Perfekcja jest wymagająca; musisz się jej nauczyć. Dlatego długo przyglądając się mlecznobiałej skórze, skrupulatnie badasz nowo powstałe Ciało. Dopiero po dłuższej chwili, pełnej ciszy i wahania zdobywasz się na odwagę i przelotnie muskasz chłodne ramię. Pauza. Z namysłem obrysowujesz kciukiem zagłębienie szyi, falistą linię pleców, zapamiętujesz kształt twarzy i warg, wyobrażając sobie ciepło bijące spod skóry. Pierwsze akordy Campanelli Paganiniego wybrzmiewają w twojej głowie, kiełkują jak ziarno fasoli, lecz są jeszcze zmizerniałe i nienaturalnie spowolnione. Ale to wystarcza. Radość wybucha najpierw w twojej głowie, tam gdzie zaczyna się myśl i wszystko inne. A potem, kawałek po kawałku, przejmuje twoją istotę, targa tobą, szarpie trzewiami i wyżyma jak ścierkę. Twoje spragnione palce wbijają się w delikatne przedramiona Ciała. On? Ona? To nieistotne. Gorączkowo przesuwasz dłońmi po chropawej, porowatej skórze. Pod wpływem twojego dotyku zdaje się być gładka i ciepła. Szukasz pod nią pulsu i wydaje ci się, że go znajdujesz, choć to niemożliwe. Pradawny rytm przemieszcza się skomplikowanymi labiryntami i kumuluje w piersi, tam gdzie prowadzą wszystkie drogi, w promienistym kształcie, zbyt doskonałym by był rzeczywisty. Campanella wybucha w twojej głowie czystymi dźwiękami i kolorami. Jesteś wirtuozem, swoistym Paganinim Ciała. Grasz pizzicato na strunach nieistniejących naczyń krwionośnych, ścięgien i nerwów.
Allegro
Czujesz moc bijącą z twojego wnętrza i wypełniasz nią Ciało, jak kamienne naczynie. Chcesz obdarować je tą siłą, bo przecież zasłużyło, prawda? Tak plastyczne, łatwe w obróbce, ciche i piękne. Potrafi zbudzić w tobie wszystko to, co zazwyczaj uśpione i wycofane, co ukryłeś w żelaznej skrzyni, a klucz zgubiłeś nie wiadomo gdzie. Znalazło ten klucz. Jest doskonałe. I co teraz? Nie masz pojęcia co zrobić, więc zaczynasz krzyczeć. Wrzask rozdziera ci gardło i uwalnia od bezsilności. Co najdziwniejsze, Paganini nie ma nic przeciwko. Campanella idealnie współgra z twoim zawodzącym głosem. Dopełniają się jak ogień i woda, miłość i ciało. Nagle doznajesz olśnienia. Miłość. Czy stworzyłeś miłość? Rozglądasz się w jej poszukiwaniu. Twoje ruchy stają się nieostrożne, gwałtowne. Świat zdaje się kurczyć do wielkości małego pomieszczenia, twojej pracowni i czujesz, że kręci ci się w głowie. Gdzie jesteś, moja miłości? Przyspieszasz kroku, zaglądasz pod stoły, do szafek wypełnionych glinianymi figurkami, do kieszeni spodni. Nic. Fałszywe nuty burzą doskonałość muzyki w twojej głowie, a krzyk rani twoje wnętrze. Krew zalewa ci gardło, krztusisz się i zanosisz kaszlem. Kilka kropel koloru wina obryzguje mlecznobiałą skórę. Ciało jest brudne. Ty jesteś brudny. Świat nie jest doskonały.
Spisane łzami Sherlocka Holmesa.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz